czwartek, 22 maja 2014

Naprawianie błędów przeszłości


Wczoraj miałem długa rozmowę z M.
Mądrą rozmowę i bardzo mi pomocną.

Faktycznie będę musiał naprawić swoje relacje z bratem, który od zawsze był mi obcy. Gdy się urodziłem On był 18-latkiem. Wkrótce się ożenił (wpadka) i założył własną rodzinę.
Spotykaliśmy się praktycznie tylko w święta, a później jeszcze rzadziej. Często nie przychodził do nas (czyli mnie, mamy i taty) na święta. Czasami święta spędzaliśmy u Niego (obiad świąteczny). Wiem, że latem dość często jeździliśmy razem na Hajkę (jezioro pod Koszalinem) gdzie miło spędzaliśmy niedziele na opalaniu się, kąpaniu w jeziorze, łażeniu po lesie. Jesienią jeździliśmy tam na grzyby.

Jedynie po swoim rozwodzie brat zamieszkał ze mną i mamą. Ale nadal byliśmy sobie obcy.
Założył swoją nową rodzinę i znowu spotykaliśmy się tylko na świątecznych obiadach.
Ale uczuciowo byliśmy sobie obcy. Przynajmniej ja to tak pamiętam, i nadal czuję.
Po rozmowie z M. zdałem sobie sprawę, że jednak go kocham i pragnę zaprawić nasze relacje.
Wiem co powinienem zrobić, ba ... podpowiedział mi nawet jak (sam bym chyba na to nie wpadł).
Wiem już, że chcę pojechać z Myszką do Niego i pogadać, wreszcie szczerze pogadać i, być może, zresetować nasze stosunku. Oby tylko nie skończyło się jak z resetem Obamy z Rosją. Mam cichą nadzieję, że uda się.
Być może uda się jeszcze w maju.

Ale dzisiaj zrobiłem jeszcze jeden krok.
Gdzieś około1992r poznałem Roberta. Był "klientem" fundacji, w której pracowałem. Polubiliśmy się, później załatwiłem Mu pracę w banku i razem pracowaliśmy, gdzie ja byłem przełożonym Roberta. Nie miał ze mną łatwo, ponieważ w pracy nie uznaję kolesiostwa i wymagałem od Niego więcej niż od pozostałych pracowników. Nie raz było tak, że gdy byłem niezadowolony z czegoś to w pracy zwracałem Mu uwagę (żeby pozostali pracownicy nie mieli pretensji, że to kolega to może więcej) ale dopiero po pracy, u mnie w domu, rozmawialiśmy co było nie tak i jak powinien dalej postępować. Pamiętam, że przychodziliśmy do mnie (on wynajmował pokój na mieście), Robert grał zawzięcie w Prince (gra na kompie) czasami wiele godzin, i gadaliśmy.
W 1994r Robert postanowił przenieść się do Szczecina. Wykorzystałem okazję i ja się załapałem. Załatwiliśmy sobie przeniesienie służbowe (w Szczecinie otwierał się dopiero oddział banku) i zaczęliśmy okupować Szczecin.
Robert wkrótce się ożenił, założył rodzinę.
Nadal byliśmy przyjaciółmi, chociaż tego tak nie nazywaliśmy. Było to oczywiste.
Po dalszych latach zaczął pracę, oficjalnie w Jego firmie. Ale naprawdę sam byłem sobie szefem, sterem i okrętem.
Wszystko kwitło. Praca była kurewsko stresująca, 26 godzin na dobę, 370 dni w roku. Fakt, były za to pieniądze.
Ale stres nieziemski. Wtedy dopiero zrozumiałem, dlaczego gostki prowadzące ten biznes wcześniej wylądowali w szpitalu. W sumie i mnie nie wiele brakowało. Stres, tempo, nerwy, kontrole, kontrole, kontrole, kary, kontrole, wyjaśnianie ludziom jak krowie na rowie, że coś ma być a nie inaczej zrobione (fakt, czasami nielogiczne, ale tak musiało być, i kropka). Robert dużo mi pomógł. Do niego szła część zysków. Wszystko szło OK. W pewnym momencie zaproponował żebym sobie obciął wynagrodzenie o połowę bo "on potrzebuje" więcej pieniędzy a ja mam dużo. Wkurwił mnie. Wiedziałem, że to koniec naszej współpracy. Przeczuwałem, że będzie chciał mnie wyruchać na część wynagrodzenia. Co też się stało.
Fakt, że postąpiłem wtedy nieładnie, broniłem się ale w sposób niegodny. Postąpiłem po świńsku. Byłem wkurwiony, bezradny.
Następnego dnia Robert zadzwonił do mnie, że postąpiłem po świńsku i że nie jestem już Jego przyjacielem.
Zabolało mnie to, nie ukrywam. Ale byłem wkurwiony. Z powodu pieniędzy skończyła się nasza przyjaźń, i to po prawie 15 latach.
Od tamtej pory kilka razy spotkaliśmy się na mieście, powiedzieliśmy sobie "cześć" i tyle.
Złość we mnie siedzi do dzisiaj. Fakt, że gdyby nie nasza znajomość, prawdopodobnie, nadal mieszkałbym w Koszalinie, albo uciekł z niego do innego miasta (i nie byłby to Szczecin).
Ostatnio często "odwiedzał" mnie we snach.
A dzisiaj wysłałem do Niego smsa z przeprosinami. Nie wiem jak zareaguje, numer telefonu znalazłem w necie bo jego kiedyś wykasowałem.
Niczego od Niego nie chcę, nie oczekuję, nie mam żadnej sprawy czy interesu. Po prostu postanowiłem naprawić, tak myślę, swój błąd sprzed jakiś 7 lat.


 Pamiętam takie walizki. Długa taka walizka leżała w domu gdy byłem dzieckiem. Ehhhhh




 Niezapominajki



5 komentarzy:

  1. Stixi:
    Zycze Ci aby wszystko ulozylo sie pomyslnie z Twoim bratem, trzymamy kciuki :*
    A odnosnie Twojego kolegi, dobrze zrobiles, bo to wazne dla Twojego samopoczucia. Ale ja uwazam ze raczej kolega powinien Cie przeprosic...
    Walizki fajne, tez takie mielismy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ładny gest z Twojej strony i w stosunku do brata , jak i kolegi.
    Od lat próbuje zbliżyć się do mojego brata i jakoś mi się nie udaje. Brakuje właśnie tej jednej szczerej rozmowy ...
    Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  3. Umówiłem się z bratem na spotkanie w przyszły piątek, ale już wiem że przesunę na sobotę. Wyjadę rano, będę w południe. Pogadamy. Jak będzie ? Nie wiem.
    Robert odpisał mi, że przeprosiny przyjmuje. I że mogę zadzwonić jeśli chcę pogadać.
    Zadzwonię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uzupełnienie: jestem po rozmowie z Robertem. Rozmowa sucha, no bo jaka mogła być. Ale w przyszłym tygodniu spotkamy się i pogadamy.
    Brat: jadę do niego w piątek /30.V./ pogadać. Zobaczymy jak będzie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny i komentarz. Życzymy miłego dnia.