Niepozbierajka.
Tak mogę się dzisiaj określić.
Nie mogę się pozbierać.
Poszedłem wprzód, żeby pojechać w tył, aby pojechać wprzód. Czyli byle dostać się do celu.
Zrobiłem zakupy na naszym Manhattanie i stwierdziłem, że nie będę oszczędzał i zamiast czekać na darmowy autobus zaszalałem i pojechałem normalnym, płatnym. Nie wykupiłem jeszcze biletu kwartalnego, bo przez te upały był mi praktycznie niepotrzebny. A i teraz jakoś się bez niego obywam, na razie.
I jak wróciłem do domu to jakoś się rozlazłem.
Dosłownie.
Teraz piję kawkę i lukam co mądrego napisali ludzie w necie.
Wieczorem balkon zmieni się nie do poznania. Dużo się zmieni.
Pięknych lilii już nie ma, rośnie jeszcze jedna, i rośnie, i rośnie ale jakoś nie może odpowiednio urosnąć.
Z jednej, takiej postrzępionej nic nie będzie, jakaś choroba ją chyba wzięła w diabli.
To se już ne vrati
Teraz balkon ożyje innymi kolorami.
Ale dopiero jak słońce ucieknie i będzie chłodniej trochę.
Oczywiście Xythai nie byłby sobą jak by czegoś nie zwalił.
Dzisiaj zwalił anyżek w donicy z taboretu. Przecież żadna konstrukcja świata nie wytrzyma jak to cielsko rzuci się na nie w pogoni za muchami czy pszczółkami.
Od tamtej pory, a było to koło południa, Xythai jest baaardzo grzeczny. I śpi w drapaku.
Jak to JEJ robisz zdjęcie? A nie mnie? NIE, nie, nie zgadzam się. Jam jest najważniejszy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za odwiedziny i komentarz. Życzymy miłego dnia.