niedziela, 30 czerwca 2013
Yes, Yes, Yes.
WOW.
Ale sobie pospałem.
Poszedłem spać koło 23.
Wstałem o 12,24
Aleeeeeeeeeee się wyspałem.
Dosłownie, wyspałem.
Rano tylko obudziłem się przed 8 i poszedłem do łazienki. A później już był koniec świata.
Dopiero jakaś cholera obudziła mnie o 12,24 szurając jakimiś meblami w kuchni.
Czyli byłem wyspany.
Bo podobne dźwięki wydawane były i wcześniej, ale ich nie słyszałem.
Wiem, że rano Xythai dobierał się do moich stóp, ale przestał. Nie wiem, może dostał w wąsa ;)
A ponieważ to okazała się pora obiadu, anie śniadania, to przyrządziłem kurczaka w marynacie, który się trawi.
A oczekując na tego kurczaka wypiliśmy kawkę i zjedliśmy ciasto, które pozostało z pół-parapetówki.
Xythai znalazł nowy sposób, żeby go zaprosić na sofę.
Normalnie to po prostu wskakiwał i kładł się opierając o mnie. I to tak żebym poczuł.
Teraz przychodzi, kładzie łapkę z pazurkiem jednym na moim brzuszku i patrzy mi się w moje błękitne oczęta.
I dopiero jak powiem "chodź" wskakuje na sofę i kładzie się ... patrz wyżej.
A co w tym czasie porabia Xylia ?
Siedzi w dziupli.
Ja wiem, że ona jest taka grzeczna i nie chce przeszkadzać. Ale mogłaby czasami nawet coś stłuc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za odwiedziny i komentarz. Życzymy miłego dnia.